Koronawirus i pies – czyli co może przynieść pandemia

To był sam początek. Koronawirus dopiero dotarł do Polski, ale wieści z Chin i północnych Włoch sprawiały, że byliśmy przerażeni, a panika narastała. Bardzo szybko okazało się, że o podróżach nikt nie ma zamiaru czytać. Jako fotografka i dziennikarka pisząca właśnie o podróżach straciłam niemal wszystkie zlecenia. Siedziałam w domu i zastanawiałam się, co robić z nadmiarem czasu i natłokiem myśli, które mnie dopadły. I nagle olśnienie! Świat szybko się nie otworzy, a ja po raz pierwszy od lat mam perspektywę kilku miesięcy w Warszawie – to idealny moment, by spełnić moje największe marzenie, którym od lat był pies. Dotychczasowy tryb życia nie pozwalał mi nawet o tym myśleć. Jak rasowa optymistka, którą nie jestem, postanowiłam wykorzystać ten dziwny okres. Razem z Bartkiem, moim mężem, podjęliśmy decyzję, by zostać domem tymczasowym dla jakiegoś zbłąkanego kundelka w potrzebie. Po tygodniu trafił do nas Kajtek. Nie wybraliśmy go – akurat on czekał na nowy dom.

Teraz już nie bardzo umiem powiedzieć, czy naprawdę wierzyliśmy, że tworzymy dom tymczasowy, że jak znajdzie się chętny, to go oddamy. Nasi najbliżsi nie wierzyli w to ani przez chwilę. Decyzja o adopcji nie była łatwa, bo przecież chcielibyśmy wrócić do tego, co było – częstych wyjazdów dziennikarskich, długich podróży na drugi koniec świata, ja do realizowania projektów fotograficznych w Hiszpanii. Ale uznaliśmy, że jakoś to będzie, bo zawsze jakoś jest – a poza tym mamy rodzinę i przyjaciół. No i zawsze możemy zacząć podróżować w inny niż dotychczas sposób. Klamka zapadła – Kajtek został z nami.

1blog-3190

Dlaczego piszę o tym na początku mojego bloga, na stronie poświęconej fotografii, mojej pracy i największej pasji? Bo Kajtek stał się dla mnie impulsem do zrobienia czegoś nowego – skierowania obiektywu na własne życie, odsłonięcia się czy może popularnej teraz autoprezentacji. Po raz pierwszy potraktowałam mój dom i to, co się w nim dzieje, jako temat do fotografowania – trochę z przymusu, bo pandemia, kwarantanna, dystans, panika i głód robienia zdjęć, a trochę dlatego, że zafascynował mnie ten proces oswajania. Oswajania świata i kanapy przez małego czarnego kundelka, oswajania się nas z sytuacją, rodzącej się psio-człowieczej więzi. I tak, dzięki pandemii, po latach fotografowania obcych ludzi w obcych miejscach, wróciłam do domu.

3blog-0143
2blog-0065